Jest to bardzo ryzykowny post, gdyż teoria ta jest tylko próbą opisu empirycznego naszego życia uczuciowego.
Można zauważyć pewne podobieństwo do aspektów ciała
doskonale czarnego w fizyce. Możemy odpowiednio przyporządkować:
I - intensywność
uczuć
E - ilość przesłanego
libida
lambda - czas
T - osoba nam bliższa
(temperatura osoby - "gorąca miłość")
Wyznacznikiem T musi
być czas myślenia o kimś. Na tej podstawie można określić ilość przysłanego
libido i emocje.
Spełnione jest też
prawo: E=T^4 mówiące, iż ilość przysłanego libido jest proporcjonalne do
czwartej potęgi czasu myślenia o kimś.
Wykreślając wykres
zależności I(lambda) jesteśmy w stanie zobaczyć jak zmienia się poziom
intensywności naszych uczuć w czasie trwania relacji. Jednak to co jest
najbardziej interesujące to nie sam poziom intensywności, ale jej zmiana.
Wyznaczając pochodną I(lambda) po lambda możemy wykreślić jeszcze ciekawszą
krzywą, która pozwoli nam zbadać kiedy np. w czasie związku pojawi się kryzys
itp. Parametry krzywej dopasować musimy znając maksimum wystąpienia
"szczęśliwości" związku, oraz pewnych pomiarów T.
Wnioski jakie
wypływają z tego:
1. Obowiązuje aspekt
odwrotny
2. Im więcej libido,
tym większe emocje
3. Im większe emocje,
tym dłużej opadają
4. Nie tylko ważna
jest intensywność, ale też jej zmiany
5. Czas okresu zmian
intensywności
6. Pesymistyczna
wizja zmian emocjonalnych
Im więcej libido
przesyłamy, tym później występuje moment kulminacyjny maksymalnej
intensywności. Osoba zafascynowana czymś potrafi dłużej czerpać przyjemność z
czegoś, niż osoba, która tylko coś lubi. (Patrz: uzależnienia).
Mam więc bardzo
dokładny opis matematyczny, ale wciąż wnioski są zbyt nikłe... Teoria libido
daje nam ogromne możliwości opisu dosłownie wszystkiego. Ostatnio widziałem w
DDTVN wywiad, w którym kobieta, która straciła męża mówiła, iż bardziej boli
strata kogoś kogo wciąż się kochało i kiedy żyło się szczęśliwie, niż kogoś z
kim się już zerwało. Wyjaśnienie było oczywiste: część libido zostało
przesunięte na męża i wraz z nim bezpowrotnie utracone. Jednak nie chcę
poprzestawać na możliwościach wyjaśnienia zjawisk - chcę je sam kreować, być
"panem siebie". Nie tylko rozumieć zachodzące procesy, ale móc je
kontrolować, samemu na nie wpływać... Często jednak wydaje mi się, że jakakolwiek
ingerencja w struktury podświadomości powinna być traktowana jako aksjomat czy
dogmat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz